autor: Katarzyna Żbikowska-Jusis, opublikowano: 05/05/2013
Od dawna chciałam wybrać się na bieg górski. Dlaczego? Ponieważ mam już na swoim koncie sporo startów „po płaskim”, ponieważ chciałam sobie zrobić przerwę w ściganiu się na asfalcie i po prostu spróbować czegoś innego. Poza tym, i zacytuję tutaj to, co napisałam kilka tygodni temu na moim blogu: „Ktoś, kto kocha góry zawsze będzie w nie wracał. Ktoś, kto kocha bieganie zawsze będzie biegał. A jeśli ktoś kocha jedno i drugie to prędzej czy później "wyląduje" na biegu górskim”. Dlatego właśnie „wylądowałam 3 maja na maratonie górskim „Wielka Prehyba” w Szczawnicy.
Na wybór tego konkretnego biegu wpłynął głównie jego wiosenny termin. Inne interesujące mnie biegi górskie odbywają się przeważnie w sierpniu, a to już trochę za blisko do wrześniowego maratonu w Berlinie. Poza tym „Wielka Prehyba” to nowy bieg w kalendarzu imprez więc tak na dobrą sprawę nikt do końca nie wiedział czego się spodziewać. 42- kilometrowa trasa poprowadzona szlakami Beskidu Sądeckiego i Pienin, łącznie około 1900m przewyższenia i szanse na piękne widoki. Zapowiadało się bardzo ciekawie. Wiedziałam, że nie będzie lekko.
W drogę do Szczawnicy ruszyliśmy z Witkiem w czwartek rano. Przez większość trasy przedzieraliśmy się przez strugi deszczu. Na miejscu również lał siarczysty deszcz i mocno grzmiało… Jakoś nie zabiło to mogło entuzjazmu. Udaliśmy się do biura zawodów w szkole, odebraliśmy pakiety startowe i koszulki. Poszliśmy też zaraz na salę gimnastyczną gdzie mieliśmy spędzić dwie najbliższe noce. Poszczęściło nam się, bo załapaliśmy się na dwa ostatnie materace gimnastyczne, co oznaczało niebywały luksus w porównaniu do przewidzianego spania na karimacie:) Tuż obok sali były toalety i prysznice, a organizatorzy zapewnili czajnik, herbatę, kawę i mleko także niczego nam nie zabrakło:)
Około godziny 20 odbyła się odprawa techniczna podczas której dowiedzieliśmy się jakie warunki panują na trasie biegu (bardzo dużo błota, ślisko i miejscami trochę śniegu), a także jakiej pogody można się spodziewać (przejaśniania na przemian z deszczem i burzami – nawiasem mówiąc – super:)) Rozejrzałam się wokół i odniosłam wrażenie, że otaczający mnie ludzie naprawdę „wiedzą co robią” – większość zdecydowanie wyglądała na zaprawionych w bojach „górali”…
Tej nocy spałam może z 3 godziny. Jeszcze do północy kręcili się ludzie, później albo ktoś chrząkał, albo chrapał albo… przekręcał się na bok na skrzypiącym dmuchanym materacu. Poza tym grzmiało i lał deszcz. Wsłuchiwałam się w te odgłosy zastanawiając się co czeka nas podczas biegu. Wstałam o 6, zrobiłam sobie kawę i zjadłam zabrane z domu śniadanie. Trzy razy sprawdzałam zawartość plecaka, kombinowałam co wziąć do jedzenia i jak dużo ubrań dopakować. Tutaj dał o sobie znać mój brak doświadczenia w bieganiu po górach. Ostatecznie zrezygnowałam z kilku przekąsek licząc na punkty żywieniowe, za to dopakowałam jeszcze bluzę na wypadek, gdybym chciała przebrać się gdzieś tam w górach w suche rzeczy (jak się później okazało przebieranie się nawet nie przemknęło mi przez myśl mimo, że nie udało się ukończyć biegu w suchych ciuchach)
Kiedy wyszliśmy ze szkoły i ruszyliśmy w stronę startu siąpił deszcz. O 9:00 trochę ponad 100 szaleńców ruszyło przez ulice Szczawnicy w kierunku żółtego szlaku na Wielką Przehybę. Chwilę później przestało padać, a przez chmury zaczęło nieśmiało wyglądać słońce. Niedługo po starcie droga zaczęła prowadzić bardzo stromo pod górę. Przeszliśmy do wspinaczki pod górę marszem – jak z resztą wszyscy wokół nas. Kawałek płaskiej trasy – znów powolny bieg (który oboje odczuwaliśmy jako odpoczynek po wspinaczce pod stromą ścieżkę), delikatny zbieg z górki, kolejne ostre podejście i… dziarski marsz. Tak to wyglądało mniej więcej przez pierwsze 7 kilometrów. Żeby było atrakcyjniej „coś” zaczęło mnie boleć w biodrze, ale już kilka kilometrów dalej zwiększający się ból mięśni czworogłowych zdecydowanie wyparł tę dolegliwość, aż w końcu o niej zapomniałam:). Tam gdzie się dało, biegliśmy powoli. Witek skutecznie hamował moje zapędy. Wiedziałam, że ma rację. Nie przyjechaliśmy tu się ścigać – przyjechaliśmy doświadczać i po prostu przebyć tą trasę! Po drodze robiliśmy zdjęcia…
Na 13-ym kilometrze przed schroniskiem na szczycie Wielkiej Przehyby znajdował się pierwszy punkt kontrolny i odżywczy. Dziewczyny sprawnie uzupełniły nam bidony i butelki izotonikiem i wodą. Do jedzenia były banany, wafelki i czekolada. Wzięłam dwa gryzy, wypiłam kilka łyków wody i… dalej w drogę. Czekały nas 22 kilometry do następnego punktu odżywczego! Wczoraj nie był to wielki problem, ale przy wyższej temperaturze zdecydowanie przydałby się „wodopój” jeszcze gdzieś po środku.
Na tym etapie było najwięcej możliwości żeby biec. Przed nami rozpościerały się piękne hale, w oddali widać było inne szczyty górskie. Niektóre zarysy wydawały mi się znajome – na pewno tam byłam podczas jednej z moich górskich wędrówek! Z jednej strony czułam narastające zmęczenie mięśni, z drugiej strony rozpierała mnie dzika energia, co trudno wytłumaczyć mając na uwadze fakt, że miałam w nogach ponad 30km przez góry! Na 33km zbiegliśmy do drugiego punku żywieniowego. Miałam już puste obie butelki, a w głowie myśl, że gdyby był upał to na tym długim odcinku między punktami odżywczymi ludzie padali by jak muchy!
Kiedy byliśmy przy schronisku zaczęło wyraźnie grzmieć, a niebo spowiły gęste chmury. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej ruszyliśmy dalej przed siebie, mimo dużego zmęczenia, zdecydowanie przyspieszając. Mniej więcej na 35-ym kilometrze dopadła nas ulewa. Wokół rozbrzmiewały grzmoty burzy, a jaskrawe pioruny przeszywały niebo po obu stronach góry przez którą biegliśmy. Burza w górach budzi lęk (chyba nie tylko mój, i nie całkiem bezpodstawny) zatem nic dziwnego, że chcieliśmy czym prędzej zbiec z otwartej przestrzeni. Pod nogami mieliśmy błotne kałuże na przemian z trawiastym grzęzawiskiem, a z chwilą kiedy dotarliśmy do lasu biegliśmy przez śliską rozmoczoną glinę. Tutaj może dodam, że nie miałam typowych butów do biegów górskich. Prawdę mówiąc nie zdążyłam kupić (i rozbiegać) więc wybrałam się w moich… minimalistycznych reebokach (które poza totalnym brakiem przyczepności w pewnych momentach spisały się na maratonie znakomicie!).
Około 39-go kilometra umarły nasze nadzieje na w miarę płaski finisz – przed nami bowiem wyrosła stroma góra, pod którą w panujących warunkach ledwo się wdrapaliśmy. Jeszcze trudniej było z niej zejść tak, żeby się nie zabić:) Kiedy już nam się to udało i ruszyliśmy do dalszego truchtu… wpadliśmy w kamienisto-błotnistą ścieżkę, która po ulewie zamieniła się w wartki błotnisty strumień. Było mi wszystko jedno gdzie stawiam nogi, starałam się tylko robić to ostrożnie. To był jeden z tych momentów, gdzie dał o sobie znać brak doświadczenia w biegach górskich – nigdy nie trenowałam zbiegów. Nie umiem pędzić w dół góry „na złamanie karku” jak to robią wprawieni „górale”. Nie próbowałam nawet w obawie przed potencjalną kontuzją. Może jednak dzięki temu ukończyłam ten bieg w całkiem dobrej formie...
Na metę dotarliśmy po pokonaniu jeszcze półtora kilometra po chodniku wzdłuż rzeki w Szczawnicy. Nasz czas w wynikach (6h 29min 33sek) uplasował mnie, jak się później okazało na 6 pozycji wśród kobiet (na 16, które ukończyły bieg) i na 74 pozycji wśród wszystkich uczestników (na 115, którzy dobiegli do mety). Pewnie dało by radę zrobić to szybciej, ale jak dla mnie to wystarczająco dobrze jak na debiut:). No i jedno wiem na pewno - złapałam bakcyla…
Pierwsze 3 kobiety ma mecie maratonu w Szczawnicy:
1. Ewa Majer (4:40:30) - dla porównania pierwszy mężczyzna zameldował się na mecie po 3h 47 min)
2. Iwona Turosz (4:54:20)
3. Tamara Meloch (5:19:45)
Po otrzymaniu medali na mecie ruszyliśmy do szkoły, gdzie prawdziwą przyjemnością okazał się ciepły prysznic. Nie było łatwo zmyć z siebie te tony błota! Później poszliśmy (poczłapaliśmy?) coś zjeść – nie pamiętam biegu, po którym byłam tak głodna!
Wieczorem miało się odbyć zakończenie imprezy w zajeździe kilka kilometrów dalej – organizator, bardzo zmyślnie, zapewnił uczestnikom biegu transport autobusem. Na zakończeniu odbyło się wręczenie nagród zwycięzcom maratonu oraz biegu towarzyszącego na 6km – Hardy Rolling. Był także koncert oraz pieczenie kiełbasek przy dużym ognisku.
Ponieważ zarówno podczas biegu, jak i po towarzyszył mi niezwykły entuzjazm zakładam, że mój obraz organizacji imprezy mógł zostać lekko zaburzony przez ten nadmiar endorfin:) Spróbuję więc podejść do tematu nieco obiektywniej i na koniec wymienić te kilka faktów, które odnotowałam (nie tylko na plus):
- Trasa biegu była trudna. Panujące warunki pogodowe dodatkowo ten fakt uwypukliły. Dużo było ewidentnych stromizn więc jeśli ktoś się spodziewał długich odcinków dziarskiego biegu w „pofalowanym” terenie ten musiał się mocno „zdziwić” koniecznością stromej wspinaczki.
- Trasa przebiegała w większości szlakami turystycznymi. Była ponadto dobrze oznakowana czerwono-białą taśmą.
- Pamiątkowa koszulka, choć bardzo ładna, była dodatkowo płatna - 35zł.
- Na punktach odżywczych sprawnie uzupełniano bidony napojem „izotonicznym”. Specjalnie biorę to słowo w nawias bo, „niestety” (i tu duży minus) napój był zbyt rozwodniony. Na miejscu rozrabiany był z proszku i wszystko było by ok gdyby stosowano właściwe proporcje – przy sporządzaniu napoju izotonicznego jest to podstawa – większa ilość wody sprawia przecież, że napój traci swoje izotoniczne właściwości, staje się hipotoniczny i, owszem, nawadnia, ale już nie uzupełnia tak skutecznie elektrolitów. Nie wiem czy to wynikało z niedopatrzenia czy z oszczędności. Wolę myśleć, że jednak z tego pierwszego powodu. Błędy w sztuce się zdarzają, ale uwagę zwracam – do przemyślenia na przyszły rok…
- Podsumowanie imprezy wg. informacji na stronie organizatora i w komunikacie miało się odbyć w zajeździe „Czarda”. Tymczasem odbywało się przed zajazdem (dobrze, że nie przegapiliśmy rozdania nagród, bo siedzieliśmy w środku restauracji od dłuższego czasu pochłonięci rozmową z nowo poznanymi biegaczami). Na przyszłość warto sprecyzować miejsce wydarzenia.
- W łazienkach już w drugim dniu zaczął panować okropny… brud. Być może nie głupim pomysłem byłoby zatrudnienie kogoś do ogarnięcia w trakcie? Nie chodzi tu o żaden luksus na miarę pięciogwiazdkowego hotelu, ale o zwykłą higienę…
- Trochę mi zabrakło „obecności” sponsorów biegu. Poza logotypami na numerach startowych w zasadzie byli niewidoczni. Zarówno dla nich samych, jak i dla organizatora (i uczestników przebywających na miejscu przez dłuższy czas) było by korzystne zorganizować jakieś stoiska bądź dodatkowe atrakcje w postaci porad sprzętowych, konkursu etc.
- Organizator postarał się o bardzo ładne medale:)
Newsletter
Zapisz się do naszego newslettera i bądź na bieżąco !
Dodaj komentarz
Komentarze (54)
Napisany przez Acheter cyclolady générique en ligne France, 01/09/2024 1:14pm (3 miesiące temu)
Encontrar tabletas para comprar korhispana Banda del Río
Salí medicamentos sans ordonnance en Belgique
Napisany przez значение имени хадича в исламе, 30/08/2024 7:02am (3 miesiące temu)
молитва пред владимирской иконой что такое магическая тревожность
по прихожан гороскоп близнецы и стрелец брак
снится прибывает вода ленорман птицы карта дня
Napisany przez pioglitazona sur ordonnance prix France, 24/08/2024 10:20am (3 miesiące temu)
waar medicijnen te kopen is in Nederland Juventus
Malgrate acquisto farmaci senza ricetta medica a Milano
Napisany przez alsoben livraison rapide Belgique, 23/08/2024 5:01am (3 miesiące temu)
Acheter médicaments en ligne de manière sécurisée
Raffo Uzwil Medikamente ohne Verschreibung erhältlich in Deutschland
Napisany przez acheter du médicaments en Espagne Calox Mortsel, 18/08/2024 1:39pm (3 miesiące temu)
pharmacie qui vend médicaments Raffo Parque San Martín médicaments de qualité supérieure en Belgique
Napisany przez индивидуалки истринский район, 17/08/2024 10:31pm (3 miesiące temu)
проститутки индивидуалки теплый стан секс с русскими мамками большие сиськи проститутки ростов на дону не дорогой секс заменяет
бег
Napisany przez effettua un ordine di hytrin in Italia, 06/08/2024 6:48am (4 miesiące temu)
Livraison rapide de la médicaments achetée en ligne en France Galpharm Philippeville
dove acquistare farmaci senza ricetta a Firenze
Napisany przez свежая вакансия на металлоконструкций сварщиком, 08/07/2024 12:45am (5 miesiące temu)
индустрия красоты магазины спб вакансии сбербанк у
метро медведково режим работы
жд вокзал казань график работы
работа для девушек 29 лет вакансии
фитнес клуба форма
Napisany przez Hoe cytotec zonder recept te verkrijgen, 29/06/2024 11:41am (5 miesiące temu)
Hello it's me, I am also visiting this site on a regular basis, this
web site is genuinely pleasant and the people are genuinely sharing
good thoughts.
Napisany przez Dove acquistare rocaltrol autentico online, 21/06/2024 12:06pm (5 miesiące temu)
What you posted made a great deal of sense. However, what about this?
suppose you added a little content? I mean, I don't want to tell
you how to run your website, but what if you added a title that grabbed people's attention? I mean Wielka Prehyba - relacja z
maratonu górskiego w Szczawnicy » Bieganie dla kobiet - biegaczki.pl
is kinda plain. You ought to glance at Yahoo's home page and watch how they
write post headlines to get viewers to click. You
might add a related video or a picture or two to get readers interested
about what you've got to say. Just my opinion, it would
bring your website a little livelier.
« poprzednia 1 2 3 4 5 6 nastepna »
Nikt jeszcze nie dodał komentarza
Kanał RSS komentarzy na tej stronie | Kanał RSS dla wszystkich komentarzy